niedziela, 16 czerwca 2013

inne myśli.


Lipcowy dzień powoli dobiegał końca. Słońce skłaniało się ku ziemi i z nieukrywanym żalem oddalało się ze swym ciepłem i światłem na nocny spoczynek. Pustoszały ulice, z oddali można było usłyszeć gwarę i śmiechy tych, którzy właśnie o tej porze rozpoczynali biesiadowanie przy płomieniach ogniska. Czas jakby zwolnił. 
Mada siedziała skulona na jednej z ławek usytuowanych w pobliżu kolorowych parasoli. Niby dużo się nie zmieniło…
Dziewczyna westchnęła przeciągle, sięgając po książkę, która leżała tuż obok niej. Ostatnio nie mogła się na niczym skupić. Nawet kolorowe sukienki na pięknych manekinach na sklepowych wystawach nie robiły na niej wrażenia. 
Jednak, mimo to, uśmiechnęła się do własnych myśli. 
-Przecież bardzo dużo się zmieniło. – pomyślała, zmysłowo wstając z ławki. Przesunęła dłonią po delikatnym materiale nowej sukienki, którą otrzymała w prezencie od babci. Jako nagrodę za świetne wyniki w nauce. 
Tak bardzo chciała, żeby Marcin mógł ją teraz zobaczyć. Specjalnie przewiązała lśniąca wstążką włosy, które teraz opadały na jej jeszcze nie opalone ramiona. Popatrzyła w niebo na leniwie sunące chmury i zaczęła iść w kierunku domu.
W pokoju panował harmider, babcia Emilia usilnie próbowała zagonić Alę do łóżka, chcąc dać gosposi trochę wytchnienia od ciągłego skakania i wybuchów radości. Bezsilnie wzruszając ramionami, babcia odwróciła się w stronę Mady, która właśnie miała zamiar ułożyć się wygodnie na łóżku.
-Kochanie, dla Ciebie nie czas na sen! Masz gościa. – widząc zdumienie w oczach wnuczki, dodała:
-Czeka na Ciebie w ogrodzie. Zejdź proszę do niego, ja za ten czas przygotuję wam ciepłej herbaty. – powiedziała, wychodząc z pokoju, zostawiając pełna energii Alicję, która na szczęście, wpatrywała się teraz w zachodzące słońce przez okno.


Ceglany murek, pokryty gdzieniegdzie mchem oraz mały skrawek zieleni z różnorodnością trwa i krzewów wydawał się być idealnym miejscem na wieczorną rozmowę. Cisza i spokój przerywane tylko dźwiękami przelatujących komarów i świetlików. Nie do końca wiedziała, kto mógł chcieć spotykać się z nią o tak późnej porze. Oczywiście w głębi serca bardzo liczyła na obecność tej jednej osoby, która zajmowała całą przestrzeń w jej szybko bijącym serduszku.
Kiedy ujrzała sylwetkę, odwróconą do niej plecami, doskonale wiedziała, że był to Marcin. Jego czarne włosy były prawie niewidoczne wśród panującego mroku. Zbliżając się do niego, wyciągnęła w jego kierunku rękę, dotykając gorącego ramienia. Momentalnie się odwrócił, skinieniem głowy wskazał miejsce obok niego, na zarośniętym mchem murku.
Musieli sobie dużo wyjaśnić, ale uścisk w jakim zastała ich babcia, niosąca gorącą herbatę był znakiem wróżącym owocne wakacje. I z tego właśnie powodu babcia Emilia szeroko się uśmiechnęła. Czas może i leczy rany, ale czasem prościej jest po prostu porozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz