Lipcowy
dzień powoli dobiegał końca. Słońce skłaniało się ku ziemi i z nieukrywanym
żalem oddalało się ze swym ciepłem i światłem na nocny spoczynek. Pustoszały
ulice, z oddali można było usłyszeć gwarę i śmiechy tych, którzy właśnie o tej
porze rozpoczynali biesiadowanie przy płomieniach ogniska. Czas jakby zwolnił.
Mada siedziała skulona na jednej z ławek usytuowanych w pobliżu kolorowych
parasoli. Niby dużo się nie zmieniło…
Dziewczyna westchnęła przeciągle, sięgając po książkę, która leżała tuż obok
niej. Ostatnio nie mogła się na niczym skupić. Nawet kolorowe sukienki na
pięknych manekinach na sklepowych wystawach nie robiły na niej wrażenia.
Jednak, mimo to, uśmiechnęła się do własnych myśli.
-Przecież bardzo dużo się zmieniło. – pomyślała, zmysłowo wstając z ławki.
Przesunęła dłonią po delikatnym materiale nowej sukienki, którą otrzymała w
prezencie od babci. Jako nagrodę za świetne wyniki w nauce.
Tak bardzo chciała, żeby Marcin mógł ją teraz zobaczyć. Specjalnie przewiązała
lśniąca wstążką włosy, które teraz opadały na jej jeszcze nie opalone ramiona.
Popatrzyła w niebo na leniwie sunące chmury i zaczęła iść w kierunku domu.
W pokoju
panował harmider, babcia Emilia usilnie próbowała zagonić Alę do łóżka, chcąc
dać gosposi trochę wytchnienia od ciągłego skakania i wybuchów radości.
Bezsilnie wzruszając ramionami, babcia odwróciła się w stronę Mady, która
właśnie miała zamiar ułożyć się wygodnie na łóżku.
-Kochanie,
dla Ciebie nie czas na sen! Masz gościa. – widząc zdumienie w oczach wnuczki,
dodała:
-Czeka na Ciebie w ogrodzie. Zejdź proszę do niego, ja za ten czas przygotuję
wam ciepłej herbaty. – powiedziała, wychodząc z pokoju, zostawiając pełna
energii Alicję, która na szczęście, wpatrywała się teraz w zachodzące słońce
przez okno.
Ceglany murek, pokryty gdzieniegdzie mchem oraz mały skrawek zieleni z
różnorodnością trwa i krzewów wydawał się być idealnym miejscem na wieczorną
rozmowę. Cisza i spokój przerywane tylko dźwiękami przelatujących komarów i
świetlików. Nie do końca wiedziała, kto mógł chcieć spotykać się z nią o tak
późnej porze. Oczywiście w głębi serca bardzo liczyła na obecność tej jednej
osoby, która zajmowała całą przestrzeń w jej szybko bijącym serduszku.
Kiedy ujrzała sylwetkę, odwróconą do niej plecami, doskonale wiedziała, że był
to Marcin. Jego czarne włosy były prawie niewidoczne wśród panującego mroku.
Zbliżając się do niego, wyciągnęła w jego kierunku rękę, dotykając gorącego
ramienia. Momentalnie się odwrócił, skinieniem głowy wskazał miejsce obok
niego, na zarośniętym mchem murku.
Musieli sobie dużo wyjaśnić, ale uścisk w jakim zastała ich babcia, niosąca
gorącą herbatę był znakiem wróżącym owocne wakacje. I z tego właśnie powodu
babcia Emilia szeroko się uśmiechnęła. Czas może i leczy rany, ale czasem
prościej jest po prostu porozmawiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz