poniedziałek, 23 grudnia 2013

idąc.



trochę będąc niezrozumiałą, grzmocąc co rusz o coś ciężkiego. przeważnie w głowę.
bo tak automatycznie zastanawiasz się nad sensem, mając po drodze wszystko to, co udało ci się zepsuć. lub zwyczajnie nie naprawić.



bo jeszcze kiedyś nie spotkałbyś mnie, idącej tymi niby oświetlonymi alejkami. jednak ciemnymi, w ciszy nocy.
mijając poszczególnych ludzi, których dłonie splecione były namiętnie. bo gdy zimno dłonie są bardziej namiętne niż usta.
szybko idąc dość powolnym krokiem, nie patrząc się do tyłu, po prostu spacerując.

i ciągle mając głowę pełną niespełnionych pomysłów.
ale wtedy byłam, nasze oczy mogły się spotkać. i poszliśmy dalej.
każdy w swoją stronę.
bez ryzyka, że coś pójdzie nie tak jak powinno.
i było tak spokojnie.
tylko myśli trochę skołtunione, prawie jak bordowy szalik, dziewczyny, której pośrodku niczego, wyleciała z rąk złota moneta. 
przeważnie jak się znajdzie to na szczęście.
w innym wypadku chyba odwrotnie.
mgła wtedy unosiła się delikatnie, było zimno. powietrze łapało się ustami.
o tym myślisz, nie podnosząc złotej monety, mając nadzieję, że akurat w tej chwili szczęście przyda się komuś innemu.

może następnym razem je podniesiesz?

sobota, 26 października 2013

urosnąć.



Usiadłyśmy przy stole. Dużym, prostokątnym, ustawionym pod oknem. Drzwi od balkonu były otwarte więc wiatr swobodnie wprawiał w ruch kremowe firanki. Południe dawno minęło, przed nami leżały dwa talerze z parującymi, fioletowymi od borówek pierogami. Oraz schłodzony sok jabłkowy, przygotowany aby ugasić pragnienie gdy tylko będziemy tego potrzebować. Moja rozmówczyni nieznacznie wierciła się na swoim krześle. Delikatnie podpowiedziałam, że możemy zmienić miejsce. Wygoda jest przecież bardzo istotnym czynnikiem jeśli chodzi o rozmowę. Zostałam jedynie obdarowana uśmiechem. W myślach przypomniałam sobie, że przecież to ja nalegałam na tę rozmowę.
Tęsknisz za czymś?
Tęsknie za wieloma rzeczami. Teraz nie muszę wstawać rano. I za tym nie tęsknię. Ale mniej się dzieje. Dlatego nudzi mi się częściej niż zwykle. Trochę tęsknię za szkołą. Ale tylko trochę.
Mówiłaś przecież, że nie lubisz szkoły?
Tu nie chodzi o to, że jej nie lubię. Po prostu to nie jest łatwe. W tygodniu nie mam na nic czasu. Ale lubię moje koleżanki, kolegów trochę mniej. Ale lubię się z nimi bawić. Nie lubię wypełniać ćwiczeń i czytać. Bo czuję, że wtedy wszyscy słuchają tylko mnie. A ja się mylę jak czytam na głos.
Znam cię już trochę, mogę śmiało powiedzieć, że lubisz być w centrum uwagi. Czytanie na głos w klasie sprawia, że cała uwaga skupia się na Tobie…
Ale ty wiesz, że ja nie umiem dobrze czytać. Nie chcę o tym rozmawiać. Skupmy się na moich zaletach.
A masz jakieś?
Nie będę z Tobą rozmawiała. Poprosiłaś mnie o pomoc. Dlatego powinnaś być miła.
Kupiłam ci Frugo. I obejrzałaś o dwie bajki za dużo. To wystarczające wynagrodzenie za twój cenny czas. Ale masz rację, skupmy się na twoich zaletach. Myślisz, że są one ważniejsze od wad?
Oczywiście. Jak mówimy o wadach, ci co przeczytają to wszystko będą myśleli, że jestem zła. A jeśli powiemy o tym, co wychodzi mi dobrze zobaczą, że mam talent do wielu rzeczy.
Ale musimy mówić prawdę. Każdy ma wady i zalety. Nie można się skupiać tylko na tych cechach, które ukazują nas w jasnym świetle. Posiadanie pewnych wad nie czyni cię przecież złym człowiekiem.
Ale gorszym. A wole myśleć, że jestem lepsza.
Od innych?
Od samej siebie. W sensie, że taka dobra wersja mnie.
Ale ty przecież jesteś małym, słodkim bachorkiem. Całe życie przed tobą. Teraz możesz być sobą. A ja chcę wiedzieć, dlaczego lubisz się tak wściekać, a potem śmiać. Nie wściekasz się naprawdę chyba.
Wściekam. Drażnicie mnie. Śmiejecie się ze mnie, a potem dziwicie się, że jestem zła.
Ale ty fuczysz kiedy nie dostajesz tego, co chcesz. O to mi chodzi.
Ty też się złościsz jak nie możesz mieć tego, co chcesz.
Nie rozmawiamy o mnie, ale o tobie. Masz prawie wszystko. A obrażasz się jak pociągnę cię za kucyk. Wiesz, że ja robię to specjalnie, prawda?
Wiem. I nie lubię tego. Ale za to lubię z Toba rozmawiać. Ale tylko czasem.
Dlaczego tylko czasem?
No bo nie zawsze. Lubię sama posiedzieć. Pomarzyć. Nie jakieś głupie zadania rozwiązywać. Dlatego cieszę się, że są wakacje.
Wakacje się kiedyś skończą i wrócisz do szkoły.
Tak, ale teraz są.
A jeśli marzysz, to o czym?
O mojej przyszłości. O byciu kwiaciarką. Będę układała ogromne bukiety. I będą miały przedziwne nazwy. I ja ci o tym jeszcze nie mówiłam, ale mogę powiedzieć. Ja mam taką skarbonkę. I zbieram pieniążki.
A zdradzisz mi na co zbierasz te pieniążki?
Na dom zbieram.
Taki prawdziwy? Z dachem, schodami, oknami i ogrodem?
Tak, taki duży dom. W końcu będzie musiał zmieścić moją rodzinę.
A dlaczego zbierasz te pieniądze już teraz? Nie byłoby łatwiej gdybyś wydała je na cukierki?
Zbieram je teraz, bo potem będzie mi łatwiej. Zaczynam wcześniej bo jak dorosnę, to nie będę musiała się tym martwić. Będę miała czas dla mojej rodziny. I dla bukietów.
A myślisz, że najdziesz w tym domu miejsce dla mnie?
Znajdę dla nas wszystkich. Będziemy jeść sałatki owocowe codziennie.
A jeśli będziemy mieć dość sałatek owocowych?
To mój mąż coś ugotuje. Ja umyję naczynia.
Czyli według ciebie, lepiej wcześniej zacząć myśleć o przyszłości?
Oszczędność czasu.
Czyli czas jest ważny?
Najważniejszy. Starzejemy się. A ja nie mam zamiaru być stara i bez domu. Wole być młodsza i mieć dom, i bukiety.
Chciałbyś już być dorosła?
Nie wiem, bo nie byłam. Jak będę to ci powiem. Ale możesz mi opowiedzieć jak to jest.
Trudno. Masz mało czasu, dużo rzeczy do zrobienia. Poznajesz nowych ludzi. Planujesz przyszłość…
Ja już mam swoją zaplanowaną. A teraz wybaczysz bo chcę dokładkę tych pierogów. Mam nadzieje, że przepis nie jest trudny to może powiem mamie, żeby mi takie zrobiła.
Czyli już kończysz naszą rozmowę?
Jeśli będę miała ochotę, to może zgodzę się na dalszy ciąg. Ale dopiero po dokładce.

Pierogi były pyszne. Polane śmietanką i posypane cukrem. Sprawiły, że faktycznie zaczęłam zastanawiać się nad tym czasem i przyszłością. Nad ważnością zalet nad wadami. I marzeniami. Możemy ledwo wkraczać w życie, ale plan na przyszłość to nie jest zła rzecz. Pomaga zdefiniować marzenia. Ale czy to nie piękne, móc błądzić myślami wokół planów? Ugryzłam kolejnego pieroga z postanowieniem znalezienia starej skarbonki. Albo chociaż pudełka. I gromadzenia kilku grosików. Nawet tylko dla uspokojenia sumienia.

piątek, 4 października 2013

ponieważ dużo się zmieniło.


Wyciągając dłonie daleko przed siebie natrafiła na zimny metal. Wreszcie. Zacisnęła zaróżowione od mrozu dłonie i chwyciła się mocno barierki. Ulica była ruchliwa. Dużo samochodów, wiele zagubionych dusz. Nie od razu otworzyła oczy. Wsłuchiwała się w dźwięki tłumu, krzyki klaksonów i śmiechy przechodniów. Wiatr był zimny, chłód docierał wręcz do kości. Boleśnie przypominał o rzeczywistości. Oblizując spierzchnięte usta, wzięła głęboki wdech. Nawet to nie przyniosło ulgi. Miała wrażenie, że wręcz odebrało jej to resztki powietrza, które gdzieś skulone na dnie płuc, czekały na odpowiedni moment aby wydostać się na zewnątrz. Nie czuła nic, jednocześnie będąc nadwrażliwą na wszelakie sposobności.
Cztery minuty i dwadzieścia siedem sekund. Chwila, może kilka minęły zanim powoli otworzyła powieki. Smugi światła przebijające się przez skłębione chmury skutecznie ją oślepiły. Oczywiście na moment, kilka mrugnięć.
Ostatecznie nic takiego się nie wydarzyło, nowy pierwiastek nie został odkryty, nie wynaleziono lekarstwa na raka, a tramwaj przejeżdżający obok niej nie zatrzymał się inaczej niż zwykle. Te same barwy, odcienie. może tylko trochę zniekształcone przez inna porę roku.
Uściślając zupełnie taką samą jak wtedy. Tylko, że teraz coś się zmieniło. I wykiełkowało do rozmiarów globalnej katastrofy. Oczywiście tylko w jej głowie. Przecież splątanym myślom nie da się pomóc. Przynajmniej tak jej się wydawało. 
Ciężko jest przestać kochać bo jeszcze ciężej jest nauczyć się tej trudnej sztuki. To tak jak z cukierkiem za dobre zachowanie. Kiedy się dorasta, cukierek staje się mały, bardziej docenia się przebytą drogę.
Tylko, że to przychodzi z czasem. 

Jeszcze raz zamknęła oczy. Przywołała sobie w myślach kolor jego oczu, ciepło ciała, smak ust. 
Pustka nie zniknęła, tylko jeszcze bardziej brakowało powietrza.
Nie chciała zaczynać od początku, nie chciała uczyć się oddychać i ufać.
W tamtej chwili to za bardzo bolało. Ponieważ wszystko się zmieniło musiała dostosować się i do tamtej sytuacji. Zasymilować ze środowiskiem wewnętrznym, rozpocząć żmudny proces symbiozy. Wypracować system, uruchomić nerwy.

Z tego co pamiętam, dziewczyna z zaczerwienionym nosem odeszła gdzieś, chyba niedaleko. Na tyle blisko, że była na wyciągnięcie zimnych palców, na tyle daleko, że umykała przed spojrzeniem.
Dobrze jest mięć kogoś obok.
Dobrze jest, jeśli jest się kochanym.
Tylko, że czasem nie jest to takie łatwe do zrealizowania.
Ale przecież takie jest życie, prawda?

niedziela, 28 lipca 2013

palić się.


noc, cicha
osamotniona
przepełniona wspomnieniami
bezgwiezdne niebo
dużo wilgoci
schyłek radości
bezpoczątkowy układ odniesienia
czarny długopis i duchota z winy kaloryfera
wyblakły świat, któremu na siłę przypisuje 
się intensywność koloru opadłych liści.
zduszony śmiech sąsiada
wmawiana niedoskonałość
zmięta, za duża koszula
zatrzymane prawa fizyki
tylko ruchome cienie na ścianie
odwzorowanie życia
pokryte kurzem półki
podlane kwiatki; usychający kaktus
itympodobne paradoksy.
istne zaprzeczenia
rażące światło lampki
wzbogacone szarobrudnym kapeluszem klosza.
związane wstążką warkocze
zagięty róg kartki
kolejne fragmenty życia
wycieczka do łazienki, spojrzenie lustrzanego odbicia
niebieskie oczy
spierzchnięte usta, lekki uśmiech
zakończenie kolejnego dnia.

niedziela, 16 czerwca 2013

inne myśli.


Lipcowy dzień powoli dobiegał końca. Słońce skłaniało się ku ziemi i z nieukrywanym żalem oddalało się ze swym ciepłem i światłem na nocny spoczynek. Pustoszały ulice, z oddali można było usłyszeć gwarę i śmiechy tych, którzy właśnie o tej porze rozpoczynali biesiadowanie przy płomieniach ogniska. Czas jakby zwolnił. 
Mada siedziała skulona na jednej z ławek usytuowanych w pobliżu kolorowych parasoli. Niby dużo się nie zmieniło…
Dziewczyna westchnęła przeciągle, sięgając po książkę, która leżała tuż obok niej. Ostatnio nie mogła się na niczym skupić. Nawet kolorowe sukienki na pięknych manekinach na sklepowych wystawach nie robiły na niej wrażenia. 
Jednak, mimo to, uśmiechnęła się do własnych myśli. 
-Przecież bardzo dużo się zmieniło. – pomyślała, zmysłowo wstając z ławki. Przesunęła dłonią po delikatnym materiale nowej sukienki, którą otrzymała w prezencie od babci. Jako nagrodę za świetne wyniki w nauce. 
Tak bardzo chciała, żeby Marcin mógł ją teraz zobaczyć. Specjalnie przewiązała lśniąca wstążką włosy, które teraz opadały na jej jeszcze nie opalone ramiona. Popatrzyła w niebo na leniwie sunące chmury i zaczęła iść w kierunku domu.
W pokoju panował harmider, babcia Emilia usilnie próbowała zagonić Alę do łóżka, chcąc dać gosposi trochę wytchnienia od ciągłego skakania i wybuchów radości. Bezsilnie wzruszając ramionami, babcia odwróciła się w stronę Mady, która właśnie miała zamiar ułożyć się wygodnie na łóżku.
-Kochanie, dla Ciebie nie czas na sen! Masz gościa. – widząc zdumienie w oczach wnuczki, dodała:
-Czeka na Ciebie w ogrodzie. Zejdź proszę do niego, ja za ten czas przygotuję wam ciepłej herbaty. – powiedziała, wychodząc z pokoju, zostawiając pełna energii Alicję, która na szczęście, wpatrywała się teraz w zachodzące słońce przez okno.


Ceglany murek, pokryty gdzieniegdzie mchem oraz mały skrawek zieleni z różnorodnością trwa i krzewów wydawał się być idealnym miejscem na wieczorną rozmowę. Cisza i spokój przerywane tylko dźwiękami przelatujących komarów i świetlików. Nie do końca wiedziała, kto mógł chcieć spotykać się z nią o tak późnej porze. Oczywiście w głębi serca bardzo liczyła na obecność tej jednej osoby, która zajmowała całą przestrzeń w jej szybko bijącym serduszku.
Kiedy ujrzała sylwetkę, odwróconą do niej plecami, doskonale wiedziała, że był to Marcin. Jego czarne włosy były prawie niewidoczne wśród panującego mroku. Zbliżając się do niego, wyciągnęła w jego kierunku rękę, dotykając gorącego ramienia. Momentalnie się odwrócił, skinieniem głowy wskazał miejsce obok niego, na zarośniętym mchem murku.
Musieli sobie dużo wyjaśnić, ale uścisk w jakim zastała ich babcia, niosąca gorącą herbatę był znakiem wróżącym owocne wakacje. I z tego właśnie powodu babcia Emilia szeroko się uśmiechnęła. Czas może i leczy rany, ale czasem prościej jest po prostu porozmawiać.

środa, 29 maja 2013

zapamiętując.


nie zastanawiając się długo nad sensem. 
prawie całkiem jednomyślnie.


nie mówiąc nikomu.
znikamy. czasem.
i myśląc, że nikt nas nie widzi,
bawimy się obrazami.
urozmaicając przestrzeń.
uroczyście wylizując palce z czekolady.

nie mówiąc nikomu.

śpieszymy się. czasem.

nie domykając klamki, by spoglądać w czyjeś życie.
marnie udajemy, kłamiąc.

nie mówiąc nikomu.
kochamy. zawsze.
właściwie często po cichu, patrząc w bystre oczy.
i tylko wtedy można milczeć, wiedząc, że istniejemy.

fotografujemy życie wspomnieniami.
i już nie tyle szum muzyki czy huk głośnych rozmów.
co dane miejsce, które nie było wystarczająco ciepłe.


i zniewalające zapachy.

jesteśmy miejscami, mimiką, emocjami.
smakujemy czas, zapamiętując.


wtorek, 30 kwietnia 2013

nicość.


zasypiać spokojnie. na chwilę przestać myśleć, zamknąć oczy i delikatnie oddalić się w krainę snów.

środa, 17 kwietnia 2013

oczywiście.


bardzo lubimy ciepło. zamykasz oczy, otulasz się kocem i zapadasz w sen. o dalekiej podróży, przygodach. marzysz. a kiedy otwierasz oczy rodzisz się na nowo. z kolejnym planem, z chęcią przespania choćby jeszcze jednej sekundy. lubimy, gdy mamy wygodne miejsce, własne gniazdko. i możemy czuć się tam bezpiecznie. nie potrzeba nam wiele do szczęścia.
schronienie, dotyk, miłość.

czwartek, 4 kwietnia 2013

pół.


tyle razy zamykamy oczy. mrugając, zasypiając. tyle razy otwieramy oczy. budząc się, wrzeszcząc. uciekając. domagamy się uwagi, pragniemy spojrzenia drugiej osoby. i wreszcie go odnajdujemy. wypatrujemy szczegółów, starając się zapamiętać te najdrobniejsze. kochamy, tęsknimy, przeżywamy. nawet jeśli cały świat wywraca się do góry nogami, zachowujemy równowagę. bo przecież nigdy nie było nam tak doskonale jak teraz.

piątek, 29 marca 2013

codziennie.


zapominamy o niebezpiecznym czynniku niewiedzy, skupiającym najwyższe emocje. wybuch, ogień i nicość. szukamy odpowiedzi na nasze pytania, często zaglądając w nieodpowiednie rejony świadomości, odkrywając to, co czasem powinno pozostać przykryte pierzyną szarego kurzu. wykrzywiamy twarz w bólu, kiedy delikatne ostrze papieru przebija naszą skórę. potem znowu wracamy i staramy się zapomnieć o przykrym incydencie. zatapiamy się w emocjach i niewiedzy. i muszę przyznać, że jest to piękne.

sobota, 23 marca 2013

najczęściej.


najczęściej siedzimy obok siebie. w większości przez przypadek. znajdujemy się w tym samym miejscu o odpowiedniej porze. łapiemy chwilę. milczymy w tym okropnym zgiełku tłumu, który napiera na nas z ogromną siłą. uścisk i brak powietrza. i oczy spotykają się na jedną sześćdziesiątą sekundy. wtedy wiemy o sobie wszystko. z kolejnym mrugnięciem powiek stajemy się znów przypadkowi.

wtorek, 19 marca 2013

każdy moment.


bardzo często uciekamy, wolimy być z dala. nie lubimy kłopotów, wyrywania włosów z głowy czy nierównej powierzchni drogi, po której przyszło nam kroczyć. zamykamy oczy, gdy przytłacza nas ciemność oczy. nie boimy się zaś ranka, ale wieczorne plany w jego świetle bledną, stają się błahe i mało istotne.
tak samo jest z pośpiechem. żyjemy uciekając, goniąc kolejne marzenia, nie realizując poprzednich. mamy plany i zbyt mało czasu. mamy znajomych, ale nie mamy emocji.

wtorek, 12 marca 2013