wtorek, 14 października 2014

two.


Było wiele momentów, o których próbowała zapomnieć. Nie chodzi tylko o te złe, czasem były to po prostu takie chwile, które mogły wyglądać inaczej.

Jednak człowiek ma tendencję do wyobrażeń. 
Lubimy kształtować rzeczywistość, tylko, że w naszej głowie. Kiedy do ręki dostajemy młotek, przebijanie ściany na wylot przestaje być pociągające.
Dlatego też siedziała teraz owinięta kocem, swoim ulubionym zresztą. Nie robiła nic konstruktywnego, nie miała w ręku książki, nawet komórki. To był już któryś z kolei wieczór. 
Na zewnątrz było nie do końca zimno, ale też ciepło nie zachęcało do zbyt długich spacerów.
Dziewczyna delikatnie wyciągnęła ręce do góry, delikatnie się przeciągając. Ciszę przerwało jedynie chrobotanie szyi. Nie lubiła tego odgłosu, dlatego tez na jej twarzy pojawił się grymas. Przetarła twarz dłońmi, wyczuwając pod opuszkami palców, że jej skóra bardzo potrzebuje snu. Sięgnęła po komórkę, po czym zamaszyście ją odłożyła. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie, sprawdzając jedynie czy na wyświetlaczy nie pojawiło się jakieś powiadomienie. Wypuściła powietrze z ust, oblizała spierzchnięte, zaróżowione wargi.
Położyła głowę na poduszce i usilnie próbowała zasnąć, walcząc z jedną tylko myślą. 

Nie lubimy oczywistości, staramy się z nimi walczyć. Czasami tez potrzebujemy jakieś dodatkowej odwagi, tylko nie zawsze mamy ją w zasięgu ręki.

sobota, 28 czerwca 2014

strach.



Każdy z nas się czegoś boi. Jedni mniej, drudzy bardziej. 
Strach nie jest miłym uczuciem, jest hamulcem.

To on sprawia, że zanim przekroczysz krawędź, po raz setny, upewnisz się, że rzeczywiście możesz zjeżdżać.
Bo my możemy wiele. Tylko czasami coś może pójść nie tak. 
Przecież już nie razy nie wychodziło.

Dlaczego więc uczymy się ufać linie?
Dlaczego uczymy się ufać partnerowi?

Podobno człowiek, od samego początku chciał się nauczyć latać.
Ja czuję się szczęśliwa, kiedy po zjeździe widzę czarny ślad na prawej dłoni.
To znak, że zaufałam i linie i sobie. 
I tej osobie, która patrzy na mnie z góry.
I tej, która na dole przybija mi piątkę.

Dlaczego chcę zostać ratownikiem górskim?

Niech jeszcze przez chwilę będzie to tylko moje.



czwartek, 3 kwietnia 2014

ponownie.


Wydajemy się być niezniszczalni, niezłomni, odporni. Pełni wiary, planów, marzeń, które tylko czekają na odpowiedni moment realizacji. 
Nie na chwilę zwątpienia, niepewności. Oczekują skupienia.
Tylko, że ono nie przychodzi. 
Nieracjonalnie podejmowane decyzje, zmarnowany czas i błędy.
Nasza wspaniałość.
Podobno kiedy życie podsuwa ci cytrynę, powinieneś wyciągnąć dłoń i zapytać:
-Czy nie masz dla mnie więcej cytryn?

Tylko, że ono nie odpowiada. Uśmiecha się zalotnie i odchodzi.
 Po to, aby wrócić w tej zaskakującej chwili; dopełniając wszystko.
I powstaje piękny obraz.
Zamieszania, leku i złości.
A potem przychodzą, ubrane w zwiewne szale wyrzuty sumienia. 
Akrobatki, grające na nerwach.

Tak jak kiedyś, siedząc i skrobiąc coś w przyozdobionym taśmą izolacyjną zeszycie, tak teraz siedzę i próbuję skupić myśli na jednym przemyśleniu. 
I już wiem, że niczego bym nie zmieniła.

Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. 
Ja też, nawet wtedy, kiedy spoglądam wstecz.

Czas jest piękny.


czwartek, 13 lutego 2014

one.


1.


Było tak bardzo często, że z otwartych drzwi wychodził starszy mężczyzna. Gdy przechodził przez próg zawsze patrzył w górę. Można było dostrzec jakiś taki, bliżej nieokreślony smutek w jego oczach. Pogoda była dosyć kapryśna, on miał na sobie kraciastą koszulę. Taką flanelową, która przypomina amerykańskie filmy z okresu bożonarodzeniowego, gdzie
wszyscy biegają wokół choinki i cieszą się z otrzymanych prezentów.

I ten pan tak strasznie nie pasował do tego wyobrażenia, zupełnie jakby koszula opowiadała zupełnie inną historię, która rozegrała się kiedyś w jego życiu, a teraz była tylko smutnym wspomnieniem jego przeszłości. Mężczyzna opierał się bokiem o drzwi, które lata świetności miały już za sobą, niebieska farba odchodziła płatami, odsłaniając piękne, lecz zniszczone mahoniowe deski. Tak dziwnie się stało, że odpaliliśmy papierosa w tym samym momencie i nasze spojrzenia się spotkały.


Nieopodal jeden z podwórkowych dzieciaków zaczął głośno się śmiać, co odwróciło naszą uwagę. Podwórko było schludne, pośrodku upstrzony zielenią skwerek z piaskownicą i zepsutą huśtawką. Dookoła jednorodzinne domki, które były budowane na tyle blisko siebie, że człowiek z łatwością stawał się współtowarzyszem w życiu swojego sąsiada. Sfatygowane tynki, które swoim wyglądem błagały wręcz o pomalowanie, skrzypiące bramki i te niebieskie drzwi. Kiedy powrotem popatrzyłam w ich stronę, usłyszałam jedynie trzask i umiarkowane skrzypnięcia podłogi. 

czwartek, 6 lutego 2014

time heals.




sometimes, it happens that you are left behind. with no words more to say. 
with a gun in your pocket. 
no dreams, no nightmares.
you.