środa, 24 czerwca 2015

decyzje.


Można śmiało powiedzieć, że zapomniałam o wiośnie. Skupiłam się na walce z zimnem i nie usłyszałam nawoływania Pani Wiosny. Przejęta wypijałam tylko kolejne kubki herbaty, mając nadzieję, że jej ciepło roztopi wieczne śniegi, które na zbyt długą chwilę zagościły w moim serduchu. I stało się tak głównie ze strachu. Nie tylko przed zmianą ocieplanych botków na sandały. 
Chyba najbardziej w życiu boję się porażki. Nie ma lęku wysokości czy uczucia pustki w głowie. Sterta niepozbieranych myśli, planów i marzeń to głównie kompozycja tego strachu. 
Przede mną ostatnie wyzwanie zamykające pewien rozdział. I duży znak zapytania. 
A pierwszy krok jest tym najtrudniejszym...

środa, 25 lutego 2015

poranek.



Poranki bywają zimne, a noce jeszcze zimniejsze. Od jakiegoś już czasu moje poranki stały się ciepłe. Mimo, że ciągle panuje zima. Do nowego stanu rzeczy przyzwyczaiłam się na tyle, że momentami, w moim małym pokoju zwyczajnie mi kogoś brakuje. Niesamowite jest to uczucie, że nie trzeba od siebie odpoczywać. A z drugiej strony, nawet krótka nieobecność, wzbudza emocje. Człowiek niesłychanie szybko się oswaja.
Obecność stała się dla mnie najpiękniejszym prezentem. 


I tak jak cenię sobie orzeźwiający chłód poranka i ciepło herbaty, tak cenię sobie spotkania. Gdy mimo całego życiowego zaufania, mamy czas, aby się zatrzymać. Z wiekiem coraz bardziej to doceniam. Może dochodzi do mnie fakt, że z każdym dniem pozostawiam po sobie coraz większy kawałek historii? A może tak, po prostu, działa upływający czas?


Od kilku dni jestem starsza o kolejny rok doświadczeń. Płaczliwych dni, jak to czasem u mnie bywa i niesamowitych emocji. Już poprzednie urodziny były inne, ze względu na tą szczególna obecność. Przepełnia mnie radość, kiedy przypomnę sobie te uśmiechnięte buzie.
Nie spodziewałam się, że w takim kształcie to wszystko przetrwa. Został on trochę zmieniony, dopasowany, ale ramy pozostały takie same. 

Ostatnie tygodnie były bardzo intensywne, na szczęście miałam chwilę czasu, żeby się zatrzymać. 
Dziękuję, że jesteście

wtorek, 14 października 2014

two.


Było wiele momentów, o których próbowała zapomnieć. Nie chodzi tylko o te złe, czasem były to po prostu takie chwile, które mogły wyglądać inaczej.

Jednak człowiek ma tendencję do wyobrażeń. 
Lubimy kształtować rzeczywistość, tylko, że w naszej głowie. Kiedy do ręki dostajemy młotek, przebijanie ściany na wylot przestaje być pociągające.
Dlatego też siedziała teraz owinięta kocem, swoim ulubionym zresztą. Nie robiła nic konstruktywnego, nie miała w ręku książki, nawet komórki. To był już któryś z kolei wieczór. 
Na zewnątrz było nie do końca zimno, ale też ciepło nie zachęcało do zbyt długich spacerów.
Dziewczyna delikatnie wyciągnęła ręce do góry, delikatnie się przeciągając. Ciszę przerwało jedynie chrobotanie szyi. Nie lubiła tego odgłosu, dlatego tez na jej twarzy pojawił się grymas. Przetarła twarz dłońmi, wyczuwając pod opuszkami palców, że jej skóra bardzo potrzebuje snu. Sięgnęła po komórkę, po czym zamaszyście ją odłożyła. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie, sprawdzając jedynie czy na wyświetlaczy nie pojawiło się jakieś powiadomienie. Wypuściła powietrze z ust, oblizała spierzchnięte, zaróżowione wargi.
Położyła głowę na poduszce i usilnie próbowała zasnąć, walcząc z jedną tylko myślą. 

Nie lubimy oczywistości, staramy się z nimi walczyć. Czasami tez potrzebujemy jakieś dodatkowej odwagi, tylko nie zawsze mamy ją w zasięgu ręki.

sobota, 28 czerwca 2014

strach.



Każdy z nas się czegoś boi. Jedni mniej, drudzy bardziej. 
Strach nie jest miłym uczuciem, jest hamulcem.

To on sprawia, że zanim przekroczysz krawędź, po raz setny, upewnisz się, że rzeczywiście możesz zjeżdżać.
Bo my możemy wiele. Tylko czasami coś może pójść nie tak. 
Przecież już nie razy nie wychodziło.

Dlaczego więc uczymy się ufać linie?
Dlaczego uczymy się ufać partnerowi?

Podobno człowiek, od samego początku chciał się nauczyć latać.
Ja czuję się szczęśliwa, kiedy po zjeździe widzę czarny ślad na prawej dłoni.
To znak, że zaufałam i linie i sobie. 
I tej osobie, która patrzy na mnie z góry.
I tej, która na dole przybija mi piątkę.

Dlaczego chcę zostać ratownikiem górskim?

Niech jeszcze przez chwilę będzie to tylko moje.



czwartek, 3 kwietnia 2014

ponownie.


Wydajemy się być niezniszczalni, niezłomni, odporni. Pełni wiary, planów, marzeń, które tylko czekają na odpowiedni moment realizacji. 
Nie na chwilę zwątpienia, niepewności. Oczekują skupienia.
Tylko, że ono nie przychodzi. 
Nieracjonalnie podejmowane decyzje, zmarnowany czas i błędy.
Nasza wspaniałość.
Podobno kiedy życie podsuwa ci cytrynę, powinieneś wyciągnąć dłoń i zapytać:
-Czy nie masz dla mnie więcej cytryn?

Tylko, że ono nie odpowiada. Uśmiecha się zalotnie i odchodzi.
 Po to, aby wrócić w tej zaskakującej chwili; dopełniając wszystko.
I powstaje piękny obraz.
Zamieszania, leku i złości.
A potem przychodzą, ubrane w zwiewne szale wyrzuty sumienia. 
Akrobatki, grające na nerwach.

Tak jak kiedyś, siedząc i skrobiąc coś w przyozdobionym taśmą izolacyjną zeszycie, tak teraz siedzę i próbuję skupić myśli na jednym przemyśleniu. 
I już wiem, że niczego bym nie zmieniła.

Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. 
Ja też, nawet wtedy, kiedy spoglądam wstecz.

Czas jest piękny.