czwartek, 13 lutego 2014

one.


1.


Było tak bardzo często, że z otwartych drzwi wychodził starszy mężczyzna. Gdy przechodził przez próg zawsze patrzył w górę. Można było dostrzec jakiś taki, bliżej nieokreślony smutek w jego oczach. Pogoda była dosyć kapryśna, on miał na sobie kraciastą koszulę. Taką flanelową, która przypomina amerykańskie filmy z okresu bożonarodzeniowego, gdzie
wszyscy biegają wokół choinki i cieszą się z otrzymanych prezentów.

I ten pan tak strasznie nie pasował do tego wyobrażenia, zupełnie jakby koszula opowiadała zupełnie inną historię, która rozegrała się kiedyś w jego życiu, a teraz była tylko smutnym wspomnieniem jego przeszłości. Mężczyzna opierał się bokiem o drzwi, które lata świetności miały już za sobą, niebieska farba odchodziła płatami, odsłaniając piękne, lecz zniszczone mahoniowe deski. Tak dziwnie się stało, że odpaliliśmy papierosa w tym samym momencie i nasze spojrzenia się spotkały.


Nieopodal jeden z podwórkowych dzieciaków zaczął głośno się śmiać, co odwróciło naszą uwagę. Podwórko było schludne, pośrodku upstrzony zielenią skwerek z piaskownicą i zepsutą huśtawką. Dookoła jednorodzinne domki, które były budowane na tyle blisko siebie, że człowiek z łatwością stawał się współtowarzyszem w życiu swojego sąsiada. Sfatygowane tynki, które swoim wyglądem błagały wręcz o pomalowanie, skrzypiące bramki i te niebieskie drzwi. Kiedy powrotem popatrzyłam w ich stronę, usłyszałam jedynie trzask i umiarkowane skrzypnięcia podłogi. 

czwartek, 6 lutego 2014

time heals.




sometimes, it happens that you are left behind. with no words more to say. 
with a gun in your pocket. 
no dreams, no nightmares.
you.