1.
Było
tak bardzo często, że z otwartych drzwi wychodził starszy mężczyzna. Gdy
przechodził przez próg zawsze patrzył w górę. Można było dostrzec jakiś taki,
bliżej nieokreślony smutek w jego oczach. Pogoda była dosyć kapryśna, on miał
na sobie kraciastą koszulę. Taką flanelową, która przypomina amerykańskie filmy z okresu bożonarodzeniowego, gdzie
wszyscy biegają wokół choinki i cieszą się z otrzymanych prezentów.
wszyscy biegają wokół choinki i cieszą się z otrzymanych prezentów.
I
ten pan tak strasznie nie pasował do tego wyobrażenia, zupełnie jakby koszula
opowiadała zupełnie inną historię, która rozegrała się kiedyś w jego życiu, a
teraz była tylko smutnym wspomnieniem jego przeszłości. Mężczyzna opierał się bokiem
o drzwi, które lata świetności miały już za sobą, niebieska farba odchodziła
płatami, odsłaniając piękne, lecz zniszczone mahoniowe deski. Tak dziwnie się
stało, że odpaliliśmy papierosa w tym samym momencie i nasze spojrzenia się
spotkały.
Nieopodal
jeden z podwórkowych dzieciaków zaczął głośno się śmiać, co odwróciło naszą
uwagę. Podwórko było schludne, pośrodku upstrzony zielenią skwerek z piaskownicą
i zepsutą huśtawką. Dookoła jednorodzinne domki, które były budowane na
tyle blisko siebie, że człowiek z łatwością stawał się współtowarzyszem w życiu
swojego sąsiada. Sfatygowane tynki, które swoim wyglądem błagały wręcz o
pomalowanie, skrzypiące bramki i te niebieskie drzwi. Kiedy powrotem popatrzyłam
w ich stronę, usłyszałam jedynie trzask i umiarkowane skrzypnięcia podłogi.