piątek, 4 października 2013

ponieważ dużo się zmieniło.


Wyciągając dłonie daleko przed siebie natrafiła na zimny metal. Wreszcie. Zacisnęła zaróżowione od mrozu dłonie i chwyciła się mocno barierki. Ulica była ruchliwa. Dużo samochodów, wiele zagubionych dusz. Nie od razu otworzyła oczy. Wsłuchiwała się w dźwięki tłumu, krzyki klaksonów i śmiechy przechodniów. Wiatr był zimny, chłód docierał wręcz do kości. Boleśnie przypominał o rzeczywistości. Oblizując spierzchnięte usta, wzięła głęboki wdech. Nawet to nie przyniosło ulgi. Miała wrażenie, że wręcz odebrało jej to resztki powietrza, które gdzieś skulone na dnie płuc, czekały na odpowiedni moment aby wydostać się na zewnątrz. Nie czuła nic, jednocześnie będąc nadwrażliwą na wszelakie sposobności.
Cztery minuty i dwadzieścia siedem sekund. Chwila, może kilka minęły zanim powoli otworzyła powieki. Smugi światła przebijające się przez skłębione chmury skutecznie ją oślepiły. Oczywiście na moment, kilka mrugnięć.
Ostatecznie nic takiego się nie wydarzyło, nowy pierwiastek nie został odkryty, nie wynaleziono lekarstwa na raka, a tramwaj przejeżdżający obok niej nie zatrzymał się inaczej niż zwykle. Te same barwy, odcienie. może tylko trochę zniekształcone przez inna porę roku.
Uściślając zupełnie taką samą jak wtedy. Tylko, że teraz coś się zmieniło. I wykiełkowało do rozmiarów globalnej katastrofy. Oczywiście tylko w jej głowie. Przecież splątanym myślom nie da się pomóc. Przynajmniej tak jej się wydawało. 
Ciężko jest przestać kochać bo jeszcze ciężej jest nauczyć się tej trudnej sztuki. To tak jak z cukierkiem za dobre zachowanie. Kiedy się dorasta, cukierek staje się mały, bardziej docenia się przebytą drogę.
Tylko, że to przychodzi z czasem. 

Jeszcze raz zamknęła oczy. Przywołała sobie w myślach kolor jego oczu, ciepło ciała, smak ust. 
Pustka nie zniknęła, tylko jeszcze bardziej brakowało powietrza.
Nie chciała zaczynać od początku, nie chciała uczyć się oddychać i ufać.
W tamtej chwili to za bardzo bolało. Ponieważ wszystko się zmieniło musiała dostosować się i do tamtej sytuacji. Zasymilować ze środowiskiem wewnętrznym, rozpocząć żmudny proces symbiozy. Wypracować system, uruchomić nerwy.

Z tego co pamiętam, dziewczyna z zaczerwienionym nosem odeszła gdzieś, chyba niedaleko. Na tyle blisko, że była na wyciągnięcie zimnych palców, na tyle daleko, że umykała przed spojrzeniem.
Dobrze jest mięć kogoś obok.
Dobrze jest, jeśli jest się kochanym.
Tylko, że czasem nie jest to takie łatwe do zrealizowania.
Ale przecież takie jest życie, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz