Można śmiało powiedzieć, że zapomniałam o wiośnie. Skupiłam się na walce z zimnem i nie usłyszałam nawoływania Pani Wiosny. Przejęta wypijałam tylko kolejne kubki herbaty, mając nadzieję, że jej ciepło roztopi wieczne śniegi, które na zbyt długą chwilę zagościły w moim serduchu. I stało się tak głównie ze strachu. Nie tylko przed zmianą ocieplanych botków na sandały.
Chyba najbardziej w życiu boję się porażki. Nie ma lęku wysokości czy uczucia pustki w głowie. Sterta niepozbieranych myśli, planów i marzeń to głównie kompozycja tego strachu.
Przede mną ostatnie wyzwanie zamykające pewien rozdział. I duży znak zapytania.
A pierwszy krok jest tym najtrudniejszym...